|
Anna Chabior z d. Zachorowska
Kalina i leśne fiołki1
Hania miała już 10 lat i marzyła o starszej siostrze. Takiej, która ją zrozumie, bo ta, którą miała, nadawała na innych falach. Chciała rozmawiać o różnych sprawach, np. o czym ostatnio myślała lub co jej się zdawało, co przykuło jej uwagę albo jak dobrze jest się zamyślać, bo wtedy jest tak dobrze, tak przyjemnie. Basia była dobrą siostrą, ale młodszą, o zupełnie innych zainteresowaniach. Kiedy Hania zaczynała jakiś temat, Basia mówiła konspiracyjnym szeptem: „ Cicho bądź, wariatko jedna.” Dzieliły ten sam pokój, spały na złączonych łóżkach tuż obok siebie, Czasem, gdy były chore, grały w karty, w wojnę lub w świnie. Poza tym razem bawiły się z innymi dziećmi, jadły przy tym samym stole, nawet chodziły do tej samej klasy. Dziewczynce nie podobało się jednak to, że Basia zapisała się do szkoły wraz z nią, bo co to za uczennica, skoro często trzeba dźwigać do domu jej tornister. Niech każdy sobie radzi sam, jak taki mądry! Jeśli nie może nieść swoich książek i zeszytów, niech bawi się na podwórku z maluchami! Tak właśnie myślała Hania, kiedy jej siostra znowu położyła swoje manatki na podmurówce płotu w połowie drogi do domu i to bez słowa prośby czy narzekania. Tak sobie, po prostu, patrząc na Hanię wymownie. Wtedy starsza siostra czuła się okropnie. Miała przecież własny ciężar! Czy to znaczy, że musi robić wszystko za dwie? Musi pamiętać, co zadane, potem sprawdzić wszystko razy dwa, spakować i co jeszcze…
Gdyby miała starszą siostrę, myślała, na pewno byłoby wspaniale! Starsze siostry są mądre, poważne i wszystko rozumieją. Można im się zwierzać, powierzać swe tajemnice, prosić o wytłumaczenie zadania z treścią, przede wszystkim jednak ciągle rozmawiać i robić wszystko razem. Nie pomyślała o tym, że to niemożliwe. Czekała. Wiedziała, że dzieci przynosi Aniołek. Takim samym sposobem może on przynieść starszą siostrę! Nawet nie przyszło jej do głowy, że są w życiu rzeczy niemożliwe.
Naprzeciwko, obok poprawczaka2 stał dom, w którym mieszkała pani Pawłowiczowa z synem i z córką. Mama miała czasem do niej sprawę i chętnie zabierała mnie z sobą. Lubiłam takie wyjścia, ale trafiały się one bardzo rzadko. Tamtego dnia zauważyłam w wazoniku na środku stołu prześliczne kwiatuszki cudnej barwy i o przepięknym zapachu.
———————————————
1 Jest to jedna z dwunastu wspomnieniowych opowieści z dzieciństwa autorki, które stworzyła dla swoich wnucząt.
2 Dworek Schopenhauera, w którym mieścił się Dom Poprawczy, za którym obecnie znajduje się jeszcze Ostoja Ptaków - jeden z tzw. dworów oliwskich, tzw. Dwór III przy ul. Polanki 122.
Obie panie zauważyły mój zachwyt i wtedy pani powiedziała, że to Kalina przyniosła fiołki z lasu, bo wie, gdzie rośnie ich najwięcej. Dodała: - Haniu, umówię cię z nią i pójdziecie obie. Serce podskoczyło mi w piersi z radości, bo już wyobraziłam sobie, jak ta dorosła panna – licealistka, bierze mnie za rękę i prowadzi wzdłuż drogi, prowadzącej na żwirownię i dalej, do zakątka, którego nie znałam, mimo że często całą rodziną wędrowaliśmy leśnymi wzgórzami. Owszem, rosły tam gęsto przylaszczki, rumianki, stokrotki, dzwonki, pantofelki Matki Boskiej i dziurawiec, ale fiołków było jak na lekarstwo.
W tej jednej chwili zbudowałam sobie cały nowy i przepiękny świat, w którym my obie, Kalina i ja, jak siostry, spacerujemy sobie po lesie i, śmiejąc się beztrosko, opowiadamy o szkole, o swoich przeróżnych troskach, doradzamy jedna drugiej, podziwiamy wszystko dookoła, bo przecież nie ma na świecie piękniejszego lasu, niż ten nasz, oliwski. Obie mieszkamy u jego podnóża, ale Kalina bliżej, prawie w nim. Można powiedzieć, że jeśli wytropiła coś tak cudnego, jak te fiołki, to kto wie, co jeszcze mi pokaże… Tego dnia nie mogłam zasnąć z tęsknoty za kwiatkami, które zbierzemy razem z Kaliną.
Czekałam cierpliwie dzień, dwa, tydzień, więcej, nie chcąc być nachalną czy niegrzeczną. Myślałam: ale przecież lato nie będzie trwało wiecznie! Nieśmiało dociekałam, czy może Kalina o mnie pytała. Nie. To może spytać panią Pawłowiczową, żeby jej przypomnieć o obietnicy spaceru z Kaliną i o fiołkach?
- Nie teraz.
- To kiedy?
- Teraz nie mam czasu na głupstwa – odpowiedziała stanowczo mama.
- Ciągle tylko czekaj i czekaj. Przecież to ważne.
- No, dobrze. Idźmy.
A pani Pawłowiczowa powiedziała tak sobie zwyczajnie i bez zająknienia, że Kalina teraz nie ma czasu, ale na pewno po mnie przyjdzie, kiedy będzie mogła. Nie przyszła nigdy. Nie znalazłam miejsca, w którym rosły wytęsknione i pachnące obietnicą spełnienia marzeń kwiatuszki. Za to po latach, kiedy tylko nadarzyła się okazja, kupowałam śliczne fiołkowe bukieciki pod filarami we Wrzeszczu. Do dziś mam sentyment do leśnych fiołków, a nawet z tymi właśnie kwiatkami poszłam do ślubu. Przez długie lata pisałam listy na papeterii z fiołkowym rzucikiem. Tylko starszej siostry nie przyniósł mi żaden Aniołek. Dopiero po wielu latach, zamiast siostry, spotkałam przyjaciółkę, z którą przyjemnie było rozumieć się i wspierać. Warto było czekać. Myślę, że cierpliwość jest najlepszą cnotą, prowadzącą do celu, najmądrzejszą drogą ku spełnieniu marzeń. Nie zawsze dobre jest to, co szybko zdobywamy, bo wytęsknione, wyczekane potrafimy docenić i uszanować, pielęgnować, wiedząc, że niełatwo przyszło. Poza tym nie ma przecież cienia pewności, że moja starsza siostra byłaby lepsza, niż byłam ja w tej roli… Czy byłam dobrą starszą siostrą? Hm, o tym może coś powiedzieć tylko Basia…
Antosiu, Adelinko, na pewno przydarzy się w waszym życiu niejedna Kalina, której się nie doczekacie, po wymarzone fiołki też pójdziecie sami, własną drogą. Dopiero po latach, jak babcia Hania, przyznacie, że wytęskniona starsza siostra może przybrać postać kogoś zupełnie innego, a fiołki także staną się czymś zupełnie innym. Może nawet lepszym? Właśnie tego wam życzę.
Wasza babcia, Anna Chabior z domu Zachorowska

To był widok z naszego Domu – przesunięty bardziej w prawo. Poprawczak był dokładnie naprzeciwko. Pani Pawłowiczowa i Kalina mieszkały na 1. piętrze domu po lewej stronie. Na jego parterze mieściły się warsztaty szkolne Domu Poprawczego, znajdującego się w budynku po prawej (czyli Dworu III – tzw. Dworku Schopenhauera). Dom ten zburzono w 1990 r. Środkiem wiodła droga nad staw, na polanę i żwirownię, skąd wyruszaliśmy najczęściej na leśne wędrówki. Bardzo częstym widokiem były ciężarówki wyładowane żwirem, które od rana do wieczora ze sporą szybkością jeździły w obie strony, dlatego rodzice nie pozwalali nam zbliżać się bez ich opieki w tę stronę. Niekiedy, nieposłuszne dziewczynki, przekradałyśmy się po prawej stronie bramy wjazdowej na zbiór dzikich różyczek z powodu ich intensywnego zapachu i niezwykłej urody. Wpinałyśmy je sobie we włosy i przyozdabiałyśmy sukienki. Rósł tam szeroki i bujny rząd tych pięknych roślin. Nigdy nie odstraszały nas kolce, a potem tata i tak dezynfekował „rany” i udzielał dobrotliwej reprymendy. Dzieci bywają niebywale stanowcze… Wspaniałe jest w dzieciństwie to, że prowadzi nas odwaga i nieustraszoność wobec wszelkich niebezpieczeństw, dlatego zazwyczaj rodzice nie mają lekkiego życia!
Poniżej przedstawiam Wam, Kochani, galerię fiołków, które uwiodły mnie swą wielką urodą i do dziś królują pośród najulubieńszych kwiatów. Postarajcie się rozglądać po świecie w poszukiwaniu własnych upodobań, co może się stać w przyszłości piękną cząstką wspomnień z dzieciństwa i nawet przeniknąć do obrazów codzienności. Tej, którą stworzycie sami!
Wasza babcia Hania pozostaje nadal tamtą małą Haneczką, szczególnie wtedy, gdy odpływa w stronę wspomnień o tamtym czasie, dopóki może go pamiętać. Kocham Was jeszcze bardziej, im silniej przywiązuję się do tego, co niby bezpowrotnie minęło… Pewno dlatego w zabawach z Wami staję się trochę koleżanką, umiejącą robić głupstwa i psocić. Tylko babcie mają takie prawo, bo wychowują Was rodzice, którzy na głowie mają cały dom, który dla Was budują co dnia. Myślę, że i dla Was stanie się on z czasem Domem Nieśmiertelnym, jak ten mój…
Szczecin, 9 sierpnia 2015 r.








| |