Start  ›  Biblioteczka oliwska  ›  Wycinki  ›  Rzeczywiście tatarski napad na Oliwę  ›

Źródło: Pomorska Biblioteka Cyfrowa


Gazeta Gdańska. Niedziela 20. 04. 1919.

Rzeczywiście tatarski napad na Oliwę.

Grencszuc kradł co się dało i zamiast Polaka aresztował Niemca.

Coraz bardziej wykazuje się, że słusznie zatytułowaliśmy pierwszy nasz artykuł, donoszący o napaści na Polaków w Oliwie, zowiąc napaść tę najazdem tatarskim.

Wykazuje się coraz bardziej, że było to nadużycie, jak wprost drugiego szukać na świecie. Najpierw przedstawimy zrozumiałe zresztą zakłopotanie władz, kiedy się o zdarzeniu tem dowie działy.

Gdy przedstawiciel Polaków przy gdańskim wydziale wykonawczym (Vollzugsausschuss) pan Jonas udał się w sprawie aresztowanych osobiście do generalnej komendy 17-go korpusu, szef sztabu kapitan v. Winterfeld zdumiał po prostu, że coś podobnego wogóle wydarzyć się mogło, tem bardziej, że stan oblężenia, zawieszony nad Gdańskiem, a więc i nad Oliwą, został już w sobotę zniesiony, więc w niedzielę żaden wojskowy niemiał prawa występować podobnie, jak to w Oliwie się stało.

Ponieważ jednak Oliwa podlega zakresowi działania 36 dywizji piechoty, przeto szef sztabu zalecił udać się do tejże dywizji. Tamże porucznik o aresztowaniach w Oliwie już coś wiedział. Nie wiedział tylko o przywłaszczeniach, a raczej prawdziwie po polsku powiedziawszy: kradzieżach, jakich dopuścili się żołnierze grencszucu w Oliwie. Spisać więc kazał zaraz protokół dotyczący owych kradzieży.

Lepiej od niego był już poinformowany kapitan tejże samej 36 dywizji, który wiedział o sprawie całej niecoś więcej. Oświadczył, iż aresztowań dokonano na mocy rozporządzenia landrata powiatu gdańskie wyżyny. Bo władz wojskowe popierają tylko władze cywilne. A więc p. landerat będzie w tej sprawie coś więcej wiedział.

Na landraturze nazywało się początkowo, że landrat wyjechał. Było to kłamstwo, jak się później wykaże. Sekretarz powiatowy jednakże przynajmniej niecoś wiedział o wypadkach w Oliwie. Za to aresztowanie p. Lehmanna, prezesa Rady Ludowej w Oliwie było mu zupełnie nowe i tem bardziej niezrozumiałe, iż dnia poprzednie go p. Lehmann jeszcze u niego był osobiście. W trakcie rozmowy wszedł sam landrat v. Unger. Nie przedstawił się wcale kim jest, tylko przesłuchiwał się najpierw sprawie, a potem nagle w nie bardzo uprzejmym tonie natarł na przedstawiciela Polaków, że niema prawa mieszać się do postępowania władz i t. d. Widocznie sądził, że jeszcze żyjemy w czasach świętej pamięci reakcji, kiedy to jeszcze każdy p. landrat był prawie wszechmocnym. Teraz co prawda jest nieco inaczej. Ale p. landrat mimo to usiłował przedstawicielowi Polaków obrzydzić chętkę zajmowania się tą sprawą.

Kiedy otrzymał w odpowiedzi, że imieniem rodziny aresztowanych polecono p. Jonasowi wyśle dziś miejsce, w którem ich uwięziono, aby im po- starać się o prawnika i że do tego zupełne mają prawo, tem bardziej, iż wedle przepisów prawnych uwięzieni przesłuchani być powinni w prze ciągu 24 godzin, a więc należałoby ich postawić przed sędzią p. landrat zamilkł.

Spisano protokół, a w trakcie tego p. landrat, który się poprzednio oddalił widocznie porozumiawszy się telefonicznie z Sopotem, zatelefonował, iż uwięzieni znajdują się na ratuszu w Sopocie i że oddano sprawę do sądu w Sopocie.

Stało się to zważyć prosimy dopiero na energiczne naleganie i to zupełnie bezprawnie, bo dopiero po trzech dniach więzienia aresztowanych, a nie w 24 godzinach, jak tego przepisuje prawo państwa porządku i bojaźni Bożej.

Ale i to wszystko było nieprawdą. Odnośna władza skłamała. Aresztowanych wogóle nie stawiono przed żadnego sędziego - tylko ich uwolniono!...

I tu zaczyna się najpocieszniejsza strona ca lej sprawy. Władze wogóle o aresztowaniach tych najprawdopodobniej nic nie wiedziały. To wynika z wszystkiego i tłomaczy też kłopotliwe zachowanie się wszelkich władz przełożonych.

W Wielki Czwartek przed południem był u nas już jeden z aresztowanych: p. dr. Moczyński i oświadczył, że wszystkich aresztowanych zwolniono. Po południu zaś tego samego dnia przybył do nas ojciec aresztowanego p. Romana Woykego i dopiero od nas dowiedział się, że syn jego zwolniony. Bo landrat w Wejherowie nie o synu jego nie wiedział, gdzie się znajduje, an też landrat powiatu gdańskie wyżyny nie móg powiedzieć, co się z aresztowanym dzieje. W dać popsuł się już zupełnie ów wielki porządek, którym zresztą Niemcy wszędzie, gdzie tylko można chwalić i chełpić się lubią. Panuje po prostu ogromne rozprzężenie i nieład.

Na to zaraz więcej dowodów.

W Oliwie żyje starszy kapłan emeryt Polak, nazwiskiem Kowalski. Tego oczywiście też jakaś psia dusza szpiegowska podała jako niebezpiecznego Polaka. Więc grencszuc hejże go aresztować.

Zajechał i pyta, gdzie tu mieszka Kowalski. Wskazano mu jakiegoś Niemca, co zwał się po dobnie, ale pisze się „Cowalsky,” a więc przez „C” na początku i „y” na końcu. Z tego widać, jaki to landsman.

Grencszuc sobie jednak z tego nic a nic nie robił. Chwycił Niemca za kark i dalejże z nim do kozy. Zupełnie, jakby schwycił najniebezpieczniejszego Polaka!.

Nie dosyć na tem. Najechał dom panien Zelewskich - Niemek. !!!...

Najgorzej jednak grasował w poniedziałek w państwa Płużkiewiczów. Ponieważ nikogo nie było w domu, grencszuc wyłamał drzwi schodowe, ukradł z mieszkania tysiąc marek gotówki, potem wyłamał drugie drzwi do śpiżarni i zrabował wszystkie zapasy żywnościowe za około półtora tysiąca marek! Koszami wynosili! Na upominek widocznie zrabowali także pierścionek wartości dwóch tysięcy marek. A więc jak widać urządzili już na tem miejscu w Oliwie raj bolszewicki i potem różni ludzie niemieccy nas straszą co chwila nawałą bolszewicką ze wschodu! Toć my ją już mamy. Zowie się oddział grencszucu, który grasował w Oliwie.

Przy tej sposobności aresztowali młodego Płużkiewicza, tercjanera 16-to letniego. Zakazali mu wychodzić wogóle z domu. A kiedy powiedział im na to, że ma w podwórzu króliki i kury, kto rym żer dawać musi, wtedy bohaterowie grencszucu orzekli: „Der Bengel ist frech! Wir ver haften ihn!”

Takie to było polityczne przestępstwo. Ale przecież grencszuc jest silny wobec kobiet i chłopców. Gdzie zobaczy porządny kij w garści silnego mężczyzny, zmyka za plot w strachu, choć nawet z granatami ręcznymi, jak się to stało Pucku.

W ten sam poniedziałek zabrali chleba i wogóle żywności pani Mayowej w Oliwie. Nawet na to się łakomili, choć żywności owej nie wiele było. Pani Mayowa poszła do burmistrza w O liwie i otrzymała bez wszystkiego nowe karty żywność. A więc to nowy dokument urzędowy na to, jak grasowano w Oliwie.

Szczyt jednak jest w tem, czego dokonal fold webel Simon, przywódca tej zgrai.

W poniedziałek przybył do p. Drowej Zedlewskiej i oświadczył jej, że jest aresztowaną. Był to jednak tylko postrach. Bo potem ulitował się niby nad nią i w cztery oczy zażądał od niej kaucji pieniężnej kilka tysięcy marek! Kiedy p. Drowa Zedlewska oświadczyła, że nie ma na razie pod ręką tyle gotówki, oświadczył gotowość przyjęcia tylko tysiąca marek. Długo namyślał się jednak, kiedy na ów tysiąc marek miał kwit wypisać. Podpisał go wreszcie i zabrał tysiąc marek kaucji. Dobrze, iż nie dostał więcej do ręki, bo kto wie, co się z pieniędzmi tymi stało. Dochodzić ich teraz trzeba sądownie.

Z wszystkiego widać, że razem z grencszucem zginęło z Oliwy coś 5 do 6 tysięcy marek!... Ładna sumka - jak na obrońców ojczyzny przed rozbojem i niebezpieczeństwem bolszewickiem. Ani słowa!

I wszystko na mocy czego? Oto po prostu na mocy papieru mniej więcej następującej treści: „Feldwebel Simon ist beauftragt im Einverneh- men des Kreises Danziger Höhe und der 36. Inf. Division in Danzig Haussuchungen bei Ihnen vor- zunehmen.”

Podpisany był Wegener, Rittmeister u. Abteilungsführer Kraftfahrerabtlg 97. Obok widniał stempel.

Papier ten był bez daty i bez adresu. A więc na mocy tego mógł posiadacz jego iść do kogo chciał.

Grencszuc sprowadził niemiecki Volksrat w Oliwie, a mianowicie członkowie jego: Generaloberarzt Dr. Schubert i Niemiec Pohl, sąsiad z przeciwka p. Drowej Zedlewskiej.

Zajmującem jeszcze będzie podać, w jakim porządku Polacy w Oliwie zamieszkani zostali aresztowani. W niedzielę: dr. Moczyński z Oli- wy, p. Roman Woyke z Łężyc i p. Raciniewski z Oliwy, przyłapany na ulicy na denuncjację Romanowskiego, który oświadczył: Das ist auch so ein Pole! - To zupełnie wystarczyło, żeby człowieka uwięzić i trzymać pod kluczem.

W poniedziałek aresztowano p. Przybylskiego z Oliwy, Płużkiewicza młodego i owego Niemca Cowalsky'ego.

We wtorek aresztowano prezesa Rady ludowej w Oliwie p. Lehmanna.

Pięciu aresztowanych bez wszelkich przesłuchów odstawiono pod strażą do dalszej dyspozycji policji w Oliwie. Dwóch zwolniono już poprzednio.

Policja oliwska wzięła rzecz całą z humorystycznej strony i puściła owych pięciu pod strażą sprowadzonych znowu do Oliwy Rodaków naszych do domu.

I teraz pytamy się: Czyż postępowaniem takiem grencszuc nie zbłaźnił się w oczach świata zupełnie? Jest mu to pewnie obojętne. Obniżył tem jednak zupełnie powagę władz wyższych. I te wkroczyć koniecznie powinny, ażeby winnych ukarano przykładnie. Wszakże żołnierze nie 84 od tego, aby nachodzić domy niewinnych obywateli, pozbawiać ich wolności i jeszcze w dodatku okradać z mienia.

Sprawa rozegra się tak czy owak przed sądem. Będzie wtedy sposobności dość wystąpić przeciwko winnym. Sąd na pewno uzna, że to, co robił grencszuc w Oliwie, to najpospolitszy rabunek i rozbój.



Początek strony.